Pojechałam chora z wysoką gorączką piekącym gardłem i ogólnym rozbiciem. W związku z tym, że karmię nie mogę brać większości leków więc ratowałam się paracetamolem i tabletkami do ssania. Niestety to było za mało. łykalam tabletki szłam na chwilę poleżeć do auta, lekko się reanimowałam i wracałam na salę. Tak naprawdę niewiele pamiętam z tego wesela. Na pewno było fajnie miło spokojnie i było dobre jedzenie. Ale bardzo mało rozmawiałam z rodziną, nie tańczyłam bo mąż nie tańczy, nie zwiedzałam spacerkiem okolicy bo telepotały mną dreszcze.
Wielka szkoda, pomyślałam sobie, że to kara za to, że na początku nie chciałam jechać bo koszty bo małe dziecko. A jak już doszło do skutku to wyszło jak wyszło. Ech
Gdybym wiedziała przed wyjazdem, że mnie tak rozłoży wzięłabym resztę antybiotyku, który postawił mnie na nogi po powrocie. A tak myślałam rano jak się kiepsko czułam, że to niewyspanie i zmęczenie. No cóż.
Ważne, że byliśmy, ważne, że było fajnie, że rodzina męża poznała naszego synka, że widzieliśmy się ze wszystkimi.
Na szczęście umiałam się pozbierać na tyle, że w niedzielę w południe pojechaliśmy kolejką gondolową na Jaworzynę, pod wieczór spacerowaliśmy po deptaku Krynickim, odwiedziliśmy także zmarłych członków rodziny męża.
Dzięki portalowi naszej klasy mam kontakt z młodszym pokoleniem w rodzinie i mogę nadrobić pogaduszki, zwłaszcza z żoną kuzyna męża, moją imienniczką z którą fajnie mi się rozmawiało.
A oto mini fotorelacja krynicka:)
Najmłodszy siedzący za stołem uczestnik wesela

Nataniel, brat męża ze swoją córeczką Julką
W kółeczku z moją teściową i szwagrem

Mała wycieczka po Krynicy
pomnik Nikifora

Odkryliśmy na nowo i pokochaliśmy kolejny raz te widoki i przestrzenie
Natusiowi najbardziej odpowiadało gospodarstwo ogród z trawą piaskownica poziomki za oborą i zwierzaki
Obiecaliśmy teściowej, że w tym roku odwiedzimy jeszcze raz Krynicę na 2 może 3 dni. Posiedzimy z ciotkami przy kawie pojedziemy na górę Parkową.