Nie wiem co napisać o świętach. Na pewno były za krótkie, minęły nie
wiem kiedy. Nie wydarzyło się nic szczególnego, ot po prostu dwa
spotkania z rodzicami i poniedziałkowe leniuchowanie w domu.
Ale od
początku.
W piątek w pracy mieliśmy wolne. Poszłam tylko na chwile,
po drodze zajechałam na pocztę.
Od rana porządkowałam, pucowałam i
prałam. Ale czułam już zmęczenie.
Zawzięłam się jednak i praktycznie
do nocy biegałam ze ścierką. Na sobotę chciałam sobie zostawić tylko
wieszanie firanki i odkurzenie. No nie wyszło dokładnie tak bo w sobotę
rano odsuwałam kpl i sprzątałam pod spodem ale gdy przyszła siostra koło
14 właściwie miałam posprzątane. I dlatego ją pogoniłam za bieganie w
butach. ;)
Wcześniej kiedy robiłam ostatnie porządki panowie
pomalowali jajka i upiekli babeczki.
Mąż zrobił kapustę i pyszny żurek.
Resztę jedzenia dostaliśmy od rodziców.
Zaczęłyśmy szykować
koszyczki ze święconkami i poszliśmy spacerkiem do kościoła.

d
Była
fajna pogoda więc Natek przy okazji pobiegał sobie. Bo on mało chodzi,
on głównie biega.:)
W kościele był bardzo grzeczny, dzielnie trzymał
swój koszyczek i wysoko podnosił przy kropieniu.:)
Później to już był
szalony spacer z bieganiem, zbieraniem kwiatków i kamyków.